Strona 1 z 1

Takie dwa male opowiadanka

: czw cze 04, 2020 2:25 pm
autor: Raciel
Witam wszystkich. Na forum trafilem zupelnie przypadkowo, ale widze, ze sa tu ciekawe opowiadania. Pozwole sobie wiec zamiescic tutaj moja 'tworczosc'. Sa to dwa opowiadanka, raczej malutkie w tym jedno nieskonczone (a wlasciwie dopiero zaczete). Chodzi mi o to, zebyscie ocenili czy cos w tym jest, bo dalem to juz na jedno forum ale ze wzgledu na to, ze ludzie tam przebywajacy byli raczej przedstawicielami mlodszej grupy wiekowej, jak i przez to, ze juz mnie tam znali, nie sadze aby obiektywnie ocenili owe opowiadania. Jako, ze Wy mnie nie znacie to nie bedziecie mieli skrupulow, azeby szczeze skomentowac owe 'dziela'.

"Krwawa Polana"
Dwoje wojowników stało po obu stronach polanki leśnej, osłoniętej ze wszech stron gęstym lasem. Nikt ich tu nie usłyszy, nikt nie przybędzie, niezależnie od wyniku potyczki. Słońce znajdowało się w zenicie, a jego refleksy na zbroi paladyna widać było z daleka. Jego zbroja wykonana była z kunsztownego metalu, bogate zdobienia miały podkreślać wartość świętego wojownika, którego zadaniem jest walka ze złem. Teraz gdy stał na przeciw swego największego wroga jego głowę wypełniała mieszanina myśli, którą można by nazwać istnym chaosem. Zza zamkniętego hełmu nie było widać żadnych emocje, ale nie można powiedzieć, że paladyn był spokojny. W istocie bał się, ale nie bólu czy śmierci jak normalny człowiek. On bał się porażki. Wiedział, że jeśli on zawiedzie to Dolinę ostrego liścia czeka zagłada. Był bowiem ostatnim członkiem tajemnego bractwa założonego wieki temu. Teraz miał nadejść czas, aby sprawdzić czy jest godzien nazywać się paladynem, czy sprosta tej próbie, której był poddawany przez los. Stał więc w pełnym słońcu pełen obaw, wiedząc, że dłuższe czekanie tylko go osłabia, gdyż stał w pełnym słońcu w zbroi płytowej, która choć była lżejsza i mocniejsza niż zwyczajowy egzemplarz takowej, to jednak jej waga dawała rycerzowi się we znaki. Nie umiał jednak zdobyć się na odwagę aby zaatakować pierwszy, wolał walczyć w defensywie.
Jego przeciwnik doskonale zdawał sobie sprawę z faktu, że przewaga jest po jego stronie, przynajmniej do czasu, Jego ponad przeciętny wzrost i szpiczaste uszy doskonale potwierdzały jego elficki rodowód. Jako istota żyjąca bliżej natury był przyzwyczajony do słońca, a matka natura obdarzyła go darem częściowego negowania nieprzyjemnych efektów gorąca. Jego rynsztunek znacząco różnił się od ekwipunku paladyna, miał on na sobie jedynie skórzane ubranie, wykończone bogatymi zdobieniami w kształcie węża. Można było odnieść wrażenie że przy podmuchach wiatru węże na jego ubraniu poruszały się delikatnie, jakby pełzając w celu znalezienia lepszego miejsca.
Sytuacja zdawała się przeciągać w nieskończoność, jedynymi odgłosami wydobywającymi się z przyszłego pola bitwy był szum wiatru, które tylko podnosił atmosferę wielkiego napięcia. Nawet zwierzęta ucichły i czmychnęły gdzieś daleko, aby nie być świadkami tego zdarzenia. Paladyn wiedząc, że dalsze czekanie nie ma najmniejszego sensu, postanowił mimo wszystko zaatakować pierwszy. Pot spływał z jego twarzy lekkim strumieniem, miał jednak nadzieję, że jego oponent tego nie zauważy, dla paladyna najważniejsze było bowiem nie ukazywanie strachu. Powoli wyciągnął swój miecz, który trzymał na plecach. Gdy oburącz pochwycił rękojeść miecza począł wymawiać słowa modlitwy do swojego boga, w chwilę później nad ostrzem pojawiła się ledwo widoczna niebieska aura, która była dowodem tego że jego modlitwy zostały wysłuchane. Dodało to rycerzowi światła nieco ducha, którego tak bardzo potrzebował. Z imieniem swego boga na ustach ruszył do ataku biegiem, Elf, widząc jaki obrót przybierają sprawy również począł przygotowania do walki. Wziął do ręki trzymane dotychczas przy boku dwa miecze, z których jeden był szczególny, bowiem jego rękojeść wykonana była w kształcie węża a po ostrzu zaczęły spływać kropelki dziwnej substancji, która najprawdopodobniej była jakimś rodzajem zabójczej trucizny. Gdziekolwiek spadła choć kropla tej cieczy trawa natychmiast więdła przybierając kolor blado brązowy miast jasnego zielonego.
Wojownik sprawiedliwości dotarł już do wyznawcy węża, i uniesionym nad głową ostrzem wykonał potężny zamach, w powietrzu słychać było tylko świst ostrza, które mimo tego, że ważyło pewnie z 6 kg, w rękach wprawnej osoby poruszało się bardzo szybko i płynnie. Paladyn nie przestawał atakować raz po raz rozcinając powietrze lecz jego wróg za każdym razem zdążył jednak zrobić unik dzięki iście demonicznej zręczności. Aura roztaczająca się nad oburęcznym ostrzem zaczęła słabnąc. Na to czekał wojownik lasu i wykorzystując nadludzką szybkość począł zadawać ciosy obiema broniami jednocześnie. Uderzenia te pomimo tego, że bardzo szybkie, były jednak słabe a zbroja paladyna poza bogatymi zdobieniami miała też doskonałe zastosowanie bojowe. Żaden z ciosów nie był w stanie zranić rycerza. Ta sytuacja nie mogła trwać w nieskończoność, więc elf wpadł na dość ryzykowny plan i natychmiast postanowił wprowadzić go w życie. Udając, iż został zraniony chciał przewrócić się na ziemię. Paladyn wykorzystując sytuacje z niezwykła zawziętością wyprowadził cięcie z prawej strony, trafiając przeciwnika w rękę. Lekka skórzana koszula nie była w stanie nawet choć trochę zniwelować siły ciosy tak wielkiego ostrza. Ostrze przecięło ubranie i natychmiast na ostrzu pojawiła się ciemno czerwona krew. Wyznawca węża upadł na ziemię teraz naprawdę ciężko ranny. Kałuża jego krwi zaczęła się tworzyć z jego krwawiącej ręki. Rycerz światła postanowił zakończyć sprawę raz na zawszy i uniósł swój poświęcony miecz nad głowę aby dokonać ostatecznego cięcia. W tej chwili na twarzy elfa wyraz bólu i cierpienia zastąpił ponury uśmiech, więc jego plan się powiódł, teraz rycerz był odsłonięty, więc swoją jedyną sprawną jeszcze ręką rzucił swój zatruty miecz w kierunku twarzy wojownika. Ostrze trafiło w łączenie w miejsce, w którym hełm łączył się z resztą zbroi, i tym samym przecinając skórzane łączenie wbił się rycerzowi w szyję. Paladyn zamarł w bezruchu. Spod hełmu zaczęła płynąc krew, spływała po ostrzu a następnie po rękojeści zatrutej klingi. Miecz który dzierżył w dłoniach wypadł mu z rąk upadając bezgłośnie na trawę, wprost do kałuży krwi jaka się utworzyła z rany elfa. Poczuł że świat ciemnieje mu przed oczyma by zaraz zniknąć zupełnie. Upadł na ziemie, wiedział, że to już koniec, zrozumiał, że zło zwyciężyło i że wszystko zostało stracone.....na wieki. Kałuża krwi poczęła się powiększać obejmując już całego wojownika, leżącego na polanie wśród drzew, jedynych świadków tego ponurego wydarzenia. W głowie słyszał już tylko głos, który nieustannie wypowiadał tylko jedno słowo:
- .....za...wio...dłeś...

mam nadzieje, ze to nie jest tak zle jak mi sie wydaje :P
Teraz czas na drugie:(to jest na razie pierwsza czesc

Rozdzial pierwszy : zwiastun zaglady
Mroźny wiatr rozszalał się na dobre. Było tak zimno, że można było zobaczyć jak zamarza własny oddech, Dodatkowo śnieg wysoki na metr wcale nie ułatwiał zadania jakie mieli nasi podróżnicy. Poruszali się powoli, raz po raz zatapiając się w białym puchu. Wszędzie na horyzoncie było widać tylko biel, Musieli jednak dotrwać, musieli przeżyć, ich zadanie było zbyt ważne aby mogli zawieść.
Wszystko zaczęło się dwa tygodnie temu, gdy Verina i Malgot , jak zwykle siedzieli w ogrodzie kwiatowym, podziwiając piękno nocy. Księżyc oświetlał cały ogród swym blaskiem, i było doskonale widać dwoje zakochanych znajdujących się na ławeczce pod wierzbą. Uciekali tu od wrzawy wielkiego miasta, była to ich oaza spokoju, gdzie cisze co jakis czas przerywało tylko pohukiwanie sowy. Spędzali tu każdą wolną chwilę, uciekając od szarej codzienności, aby choć na chwile znaleźć się w magicznym świecie ciszy, piękna i spokoju.. Myśleli, że tak już będzie zawsze, nawet nie przeczuwali jak bardzo się mylą.
Gdy tak siedzieli obejmując się wzajemnie, ciszę rozdarł straszliwy huk. Natychmiast wstali, aby zobaczyć co się stało. Dźwięk dochodził z kierunku miasta, które teraz stało w płomieniach oświetlając całą okolice jasnym światłem. Przez chwile zastanawiali się co mogło być przyczyną tej katastrofy, dlaczego spokojne miasto nagle płonęło. Wkrótce jednak poznali odpowiedź, gdy na niebie w blasku księżyca ukazała się wielka bestia, ze skrzydłami. Pokryta była łuskami, miała ogromne skrzydła a z pyska i nozdrzy co chwile buchał ogień.
- To..to…niemożliwe…..przecież to smok – wybełkotał Malgot
- Ale…. one wyginęły… dawno temu – dodała Verina, która była przerażona jeszcze bardziej
Bestia robiła właśnie kolejny nawrót, i znowu zbliżała się do miasta. Z jej pyska wyleciała kula ognia skierowana prosto na mały kościółek w centrum miasta. Chwilę później uderzyła w główną wieżę kościoła, która natychmiast złamała się w pół, jakby wcale nie była zbudowana z kamienia, lecz z papieru. Górna część wieży opadła z wielkim hałasem na ziemie zmieniając w ruiny pobliski domek i prawdopodobnie grzebiąc w nim jego mieszkańców. Smok latał nad miastem nie więcej niż 10 minut, po czym odleciał w blasku płomieni.
Verina i Malgot stali jak wryci. Nie mogli się poruszyć ani nawet wypowiedzieć choć jednego słowa. Ich rodzinne miasto było doszczętnie zniszczone, ich rodziny, znajomi, prawdopodobnie już nie żyli, spaleni żywcem, albo pogrzebani przez walące się budynki. Patrzyli tylko tępymi oczyma na płomienie, które dokańczały teraz dzieła zniszczenia.
- Co teraz zrobimy ? – powiedziała, łkając, Verina
- Będziemy musieli zaczekać do świtu i zobaczyć czy może ktoś przeżył…ktokolwiek – rzekł łamiącym się głosem mężczyzna. – a później….nie wiem.
Miasto paliło się do samego rana, nawet w blasku wschodzącego słońca widać było gdzieniegdzie niektórych miejscach resztki pożaru. Zakochani nie mogli spać tej nocy, zbyt wstrząśnięci wydarzeniami, które miały miejsce. Spędzili noc siedząc na swej ławeczce, spoglądając jak ich kochane miasto obraca się w ruinę.
Teraz z miasta zostały tylko sterty gruzu, zgliszcza spalonych domów oraz zwęglone ciała mieszkańców. Verina i Malgot postanowili zejść do miasta, a raczej do tego co z niego pozostało, aby odszukać jakichkolwiek ludzi, którzy przeżyli tę noc. Poszukiwania zajęły im cały dzień, zaczęło już zmierzchać, a nasi bohaterowie stracili już nadzieję, czy uda im się znaleźć choć jedną żywą osobę. Już mieli zaprzestać poszukiwań, gdy nagle spostrzegli poruszającą się dłoń wystającą spod gruzu. Natychmiast rzucili się na pomoc odwalając kamienie na bok, Jakie było ich zdziwienie gdy pod gruzem znaleźli starca. Zaczęli się zastanawiać jakim cudem ten człowiek przeżył, w tym wieku to raczej nie było możliwe. Wtem zobaczyli na jego szacie, lekko tylko przypalonej przez ogień, znak Płonącej róży, bractwa magów osiadłego w ich mieście.
- Dziękuje za pomoc – powiedział starzec – już myślałem, że spędzę tu całą wieczność, Moje zaklęcia chroniły mnie przed ciężarem tych kamieni, ale nie mogłem tu trwać przez cały czas.
- Czy możesz nam jakoś wytłumaczyć wydarzenia ostatniej nocy – rzekł Malgot,
- To był Nawritaxalasus – smok, ale to już pewnie zauważyliście, Według legendy jego powrót będzie oznaczał nadejście czasów mroku i śmierci.
- Znaczy się, że do dopiero początek ? – trzęsącym się głosem powiedziała Verina
- Obawiam się że tak, ale legenda mówi też, że można go pokonać..
- Jak ? Przecież to smok. Jak chcesz walczyć z czymś takim ? – przerwał magowi Malgot.
- W tym celu musicie się udać do miasta elfów – Wirilium, tam znajdziecie sposób na pokonanie tego zła
- Jak to ? to nie pójdziesz z nami ?
- Ja? – starzec się zaśmiał – Ja jestem już za stary. Wy musicie się tam udać.
- Przecież nawet nie wiemy gdzie te miasto się znajduje.
- Tym się nie martwcie, zaraz coś na to poradzę – Czarodziej machnął ręką, niebieskie światło wybuchło z jego palców, a pod ręką pojawił się natychmiast zwój.
- Co to? – zapytał Malgot, który miał już najwidoczniej dość bycia zaskakiwanym na każdym kroku.
- To magiczna mapa, która pomoże wam znaleźć drogę, a teraz już idźcie bo czas ucieka.
- A co z tobą ? Nie możemy cię tu tak zostawić – powiedziała jak zwykle opiekuńcza Verina.
- Mną się nie martwcie, trzeba ratować świat. Ruszajcie natychmiast !!.

Nasi bohaterowie znów stanęli jak skamieniali. Wiedzieli, że muszą iść, zastanawiali się tylko czemu los wybrał akurat ich, Przecież nie mieli do tego żadnych predyspozycji. Na pięknej twarzy Veriny pojawiły się łzy, spływały powoli z jej zielonych dużych oczu po alabastrowych policzkach i kapały na jej bluzkę. Malgot objął ją, chcąc dodać jej otuchy. Jej Długie kasztanowe włosy opadły na jego ramię. Po chwili wyruszyli, na spotkanie własnego przeznaczenia…….

C.D.N…..(kiedys) :P

No i to by bylo na tyle, mam nadzieje, ze dalo sie to jakos przeczytac. Bylbym wdzieczny za jakas krytyke lub jakies rady na przyszlosc.
Odpowiednio umotywowany text "Lepiej sobie ospusc" tez jest rodzajem rady

Zauwazylem, do komentowania uzywacie osobnego topicu. Nie jestem pewny czy powinienem ow temat utworzyc, wic mam pewna propozycje, aby ktos odpowiedzialny stworzyl taki temat jezeli bedzie on konieczny. Z gory dziekuje

Re: Takie dwa male opowiadanka

: czw cze 04, 2020 8:04 pm
autor: Ibelman
Istnieje na tym świecie coś takiego jak snobizm. Te opowiadania pisała osoba tak zarozumiała że z tego wszystkiego zapomniała o innych wartościach jakie są w życiu.

Re: Takie dwa male opowiadanka

: pt cze 05, 2020 1:52 am
autor: Woland
Nie wiem o co chodziło przedmówczyni, może z kimś jej się pomyliłeś ? Rolling Eyes

Opowiadania są w porządku.
Ale dla mnie są one troszkę sztuczne, może to kwestia rozpisania się albo tematyki?
Ale z drugiej strony napisane są dosyć wprawnie i gładko się to czyta.
Co by tu jeszcze... może sama tematyka sprawia (fantasy) sprawia, że pisze się to niby łatwo ale nietrudno popaść w koleiny. Pallatyn, elf, smoki pustoszące miasto itp, tu trzeba nieco mniej paotsu a więcej zblizyć się do bohatera.

Co do pierwszego to raczej traktóję to jako wprawkę bo walka wyrwana jest praktycznie z kontekstu. Sam pojedynek jako część większej całości ok, ale sam w sobie jako opowiadanko nawet to trochę za mało.

Nie wiem jaka miała by być długość tego drugiego opowiadania ale wydaje mi się, że w tym fragmęcie wszystko toczy się za szybko. W jednej chwili zakochana para a w drugiej wyruszają już by ratować świat...
Brakuje zapoznai a bohaterem tak jak u Kinga, początek nic się nie dzieje poznajemy bohatera, zaczynamy go rozumieć a tu nagle bam coś się dzieje.
Ty walisz od razu z grubej rury ale przez to efekt jest niewielki.

Choć nie jestem specjalistą od fantasy to to myślę, że może w przyszłości coś z tego będzie.
Jedna rada, więcej wyobraźni i indywidualności na przyszłość Smile

Pozdrawiam.

Re: Takie dwa male opowiadanka

: pt cze 05, 2020 7:33 am
autor: Turin Turambar
bardzo fajne opowiadania. Pewnie tego nie czytałeś, ale ja nie jestem zagorzałym fanem fantasy. Ale przyznam, że te opowiadania spodobały mi się.
Pierwsze: Hmmm... w zasadzie dobrze skonstruowane, fajna akcja... trochę więcej dynamizmu bym dodał, może więcej dreszczyku... ale ogólnie fajne...
Drugie opowiadanie. Powiem ci, że bardzo szybko zmieniasz akcję. MOże jednak trochę za szybko. Sam moment spalenia miasta to tylko chwilka. Jakby nie iało to większego znaczenia w całej fabule. A tak poza tym to wszystko ok. Bardzo mi się oba opowiadania podobają. Mam nadzieję, że wpadniesz tutaj by poczestować nas kolejną częścią...


Ibelman, o co ci chodzi??? YszYszYsz

Re: Takie dwa male opowiadanka

: pt cze 05, 2020 11:16 am
autor: Niebezpieczna
Krytykiem literackim, to ja nie jestem, mogę wiec wypowiadać sie tylko wgdług własnego gustu, a ten mowi mi że to świetne opowiadanie.....naprawdę. To tego jescze magowie, smoki, wyprawa, elfy, moja ulubiona tematyka....Wiec Super brawo Pisz dalej... Wink

Re: Takie dwa male opowiadanka

: pt cze 05, 2020 6:06 pm
autor: Eredin
Ja chyba rozumiem o co chodzi Ibelman... I w pewnym sensie ma rację, choc wyciaga zbyt pochopne wnioski...

Co do opowiadań- drugie jest bardzo schematyczne, ale moze sie podobać... Akcja jednak toczy suezbyt szybko, a zawareś tam materialu z którego moznaby zbudowac conajmniej trzy części, a jak ktos chcialby móglby zrobic ze spalenia miasta calkowicie osobne opowiadanie.

pierwsze- lepsze, choc też za wiele tam nie ma. Choc walka dobrze opisana. Ogolnie pierwsze mi sie podoba (chioc cudo to to nie jest), a drugie ma duze, niewykorzystane możliwosci.

Re: Takie dwa male opowiadanka

: sob cze 06, 2020 1:52 am
autor: Raciel
Bardzo dziekuje, za krytyke. Teraz przynajmniej wiem co jest w nich nie tak. Bede mial jakis punkt odniesienia do pisania nastepnych, a wlasciwie dalszzej czesci tego. Co do tego snobizmu to przyznam, ze nie wiem za bardzo o co chodzi, wiec bylbym wdzieczny za wytlumaczenie.

Re: Takie dwa male opowiadanka

: sob cze 06, 2020 8:38 am
autor: Ibelman
Jeżeli nie wiadomo o co chodzi to znaczy że chodzi o pieniądze Smile

Re: Takie dwa male opowiadanka

: sob cze 06, 2020 1:52 pm
autor: Veldrin
Jak narazie znalazłem czas na przeczytanie tylko pierwszego, jest takie sobie, zaskoczyło mnie zakończenie, jakoś wole jak siły dobra zwyciężają.

Re: Takie dwa male opowiadanka

: sob cze 06, 2020 7:40 pm
autor: Raciel
zaskoczyło mnie zakończenie

I o to chodzilo :P Te opowiadanie bylo wystarczajaco schematyczne, zeby jeszcze dodac happy end. :P, Zreszta moglo byc gorzej, eld mogl wskrzesic paladyna jako nieumarlego i kazac mu zabijac jakichs wiesniakow w miescie lub cos rownie 'nieprzyjemnego'
Wkrotce napisz drugi rozdzal, tylko narazie nie mam za wiele czasu (matura tuz tuz ) :P

Re: Takie dwa male opowiadanka

: ndz cze 07, 2020 12:21 am
autor: Veldrin
Mi by tu psowła pół happy end. Paladyn ostanim ciosem mógł zadać swemu wrogowi śmiertelną ranę Smile

Re: Takie dwa male opowiadanka

: ndz cze 07, 2020 4:55 am
autor: Eredin
Taki pó łhappyend byłby też schematyczny.. Najmniej schematyczny byłby chyba pat i możliwość dlaszego kontynuowania opowiadania Very Happy

Re: Takie dwa male opowiadanka

: ndz cze 07, 2020 10:31 am
autor: Turin Turambar
A potem zemsta synów Very Happy potem wnuków itd a potem -> polski sejm Very Happy

Re: Takie dwa male opowiadanka

: ndz cze 07, 2020 12:33 pm
autor: Raciel
Rozdział drugi – Mroczny las

Nasi bohaterowie wyruszyli więc, ku przeznaczeniu. Oddalając się od ich rodzinnego miasta, które teraz było już tylko ruiną, cały czas oglądali się za siebie. Nawet w oku Malgota pojawiła się łza, a przecież on nigdy dotąd nie płakał. Szczątki miasta powoli znikały im z oczu toteż coraz rzadziej się oglądali. Postanowili, że muszą cos zrobić, aby innych miast nie spotkało to samo, aby inni nie musieli tego przeżywać co oni. Trzymając się za ręce podróżowali więc do miasta elfów, gdzie znajdować się miał sposób na zakończenie tego terroru. Magiczna mapa, którą otrzymali od maga, co jakiś czas pobłyskiwała mdłym, niebieskim światłem, wskazując im kierunek, którym mają się udać.
Doszli wreszcie nad rozstaje dróg. Z jednej strony droga prowadziła do ciemnego, starego lasu, z drugiej zaś dookoła jeziorka, które wdawało się tu zupełnie nie pasować, gdyż w tak strasznym miejscu, jakim była ta okolica. Wszędzie dookoła widać było stare, poszarpane drzewa, z których każde zdawało się patrzeć na nich złowrogo, jakby chcąc powiedzieć: „Odejdźcie stąd”. Nawet ziemia była tutaj jałowa, nie rosła tu trawa, toteż cały krajobraz wydawał się szary i przerażający. W takim miejscu piękne jezioro, w którym czasami odbijał się księżyc wyglądało po prostu pięknie. Malgot wyciągnął mapę w mysłach prosząc swojego boga, aby mapa wskazała im drogę nad jeziorem. Velina stała przerażona patrząc na błyszczący zwój papieru, miała niejasne przeczucie, że przyjdzie im iść jednak przez las, ale miała też iskierkę nadziei, że może jednak choć część ich wędrówki, upłynie w pięknym otoczeniu. Malgot z ciszy spoglądał na zwój, szepcząc coś pod nosem, prawdopodobnie była to jakaś modlitwa. Niestety, magiczny kawałek papieru znowu wybrał straszniejszą drogę, czekała więc ich podróż przez las. Przez las, na którego widok, człowieka oblewał zimny pot, a co dopiero jeśli trzeba przejść przez niego w środku nocy. Nie mieli jednak czasu do stracenia, więc nie mogli poczekać do rana, co prawdopodobnie i tak nie dało by spodziewanych rezultatów, gdyż drzewa rosły tu tak gęsto, że i tak zasłaniały słońce.
Nasi bohaterowie spojrzeli na siebie w milczeniu, złapali się za ręce i zaczęli zagłębiać się w gąszcz drzew przed nimi. Od wewnątrz drzewa zdawały się jeszcze straszniejsze, a były rozmieszczone tak gęsto, że Velna i Malgot cały czas ocierali się o wystające gałęzie oraz potykali o wykrzywione korzenie. Ich jedynym źródłem światła była magiczna mapa, której jednak słabe światło pozwalało widzieć tylko to co znajdowało się w ich najbliższej okolicy. Poprzez gęste korony drzew nie docierało bowiem światło księżyca, który tej nocy znajdował się na nieboskłonie.
W pewnej chwili zaczęli zauważać czerwone ślepia patrzące na nich z ukrycia. Obydwoje, nie chcąc straszyć współtowarzysza, nie mówili o tym co widzieli. Mieli bowiem nadzieje, ze to tylko przewidzenie spowodowane atmosferą lasu. Sytuacja stawała się coraz bardziej napięta, bowiem do efektów wizualnych doszły teraz przeraźliwe dźwięki przypominające wycie wilków tylko jakieś bardziej mroczne, bardziej posępne. Stach nie opuszczał naszych podróżników, tak samo jak wpatrujące się w nich czerwone ślepia, których ilość cały czas wzrastała. Teraz nie mogło być mowy o przewidzeniu. W tych krzakach coś było i to coś było i nie wiadomo jakie ma co do nich intencje. Nasza para przyspieszyła kroku, mając cichą nadzieję, że ten las się wreszcie skończy . Wreszcie zaczęli biec przed siebie, co jednak nie dawało żadnego efektu poza tym, iż teraz słychać było jeszcze szeleszczenie przemieszczających się istot w krzakach. Biegnąc tak przez las, zauważyli światło. Ze zdwojoną siłą zaczęli przedzierać się przez gesty las, aby w końcu dotrzeć do źródła światła, które okazało się sporej wielkości polanką. Nie wiele myśląc wybiegli na polankę, mając nadzieję, że w ten sposób zgubią pościg. Stanęli na środku polanki o kształcie koła, teraz czerwone oczy spoglądały na nich ze wszystkich stron. Velina i Malgot zrozumieli, że są w pułapce i nie ma stąd już wyjścia, i pozostaje im tylko oczekiwanie na dalszy rozwój sytuacji. W tym momencie usłyszeli przeraźliwy ryk, który nie był podobny do czegokolwiek, co wcześniej słyszeli, a z lasu powoli wyłaniały się cienie, które przybierały niemal ludzkie kształty, które w świetle księżyca okazywały się wilkołakami, wilkołakami których tyle słyszeli. Słyszeli jednak tylko w legendach i bajkach, którymi matki straszyły niegrzeczne dzieci. Ale jak inaczej można było określić stworzenia, które wyglądały jak skrzyżowanie człowieka z wilkiem. Postawę miały ludzką, czyli stały na dwóch nogach, były jednak całe pokryte sierścią. Zwieńczeniem tych potworności była paszcza wilka, z której wystawały rzędy długich ostrych zębów, z których ciekła teraz ślina. Wilkołaki zbliżały się powoli do dwojga ludzi, którzy z całej siły przytulały się do siebie i zamknąwszy oczy marzyły jedynie o szybkiej i bezbolesnej śmierci. O żadnej próbie nawiązania walki nie było mowy, gdyż nie mieli przy sobie nawet noża, a co dopiero mówić o broni. Gdy sytuacja wydawałaby się beznadziejna, Malgot i Verina usłyszeli nagle świst powierza rozcinanego jakimś orężem a także straszliwy krzyk wydawany przez jedna z istot. Otworzyli oczy i zauważyli, że na polanie pojawiły się trzy postacie ubrane w długie czarne płaszcze z kapturami naciągniętymi na głowę. Widzieli tylko jak trójka nieznajomych sprawnie i szybko pozbawia życia duże grupy wilkołaków, którzy ze straszliwym rykiem postanowili się oddalić w głąb lasu.
- Dziękujemy za ratunek – powiedziała ze łzami w oczach Velina
- Ratunek ?Jaki ratunek ? – powiedział szyderczo jeden z zakapturzonych nieznajomych, jednocześnie obracając się ku nim. Dopiero teraz spostrzegli, że owi ‘wybawiciele’ są bardzo bladzi i poruszają się nieludzko szybko. Jedna z postaci podeszła do nich i zdjęła kaptur odsłaniając swoją twarz. Ich oczom ukazała się blada jak śnieg twarz istoty, która nalewna nie była człowiekiem ani elfem.
- Kim jesteście ? – wykrzyknął Malgot próbując osłonić własnycm ciałem swoją współtowarzyszkę.
- Wasza rasa nazywa nas wampirami, ale my wolimy określenie Dzieci Nocy – powiedział najprawdopodobniej przywódca grupy, a jego twarz wykrzywił szyderczy uśmiech odsłaniając długie wystające zęby.
- Zabrać ich, przydadzą nam się do naszych …….eksperymentów.
Nasi podróżnicy nawet nie zauważyli, jak zakapturzone postacie znalazły się przy nich. Poczuli tylko nagle ból głowy po czym stracili przytomność, przytomność ostanie co słyszeli to głośny i przerażający śmiech.



Wlasciwie to sa dalej te same bledy co ostatnio, ale pisalem to w momencie gdy bylem maxymalnie zmeczony i padniety.

Re: Takie dwa male opowiadanka

: ndz cze 07, 2020 5:25 pm
autor: Niebezpieczna
Hum lupie takie watki, ale, nie lubie gdy w opowieści są wroty tytu nasi bohaterowie, wyrywaja z kimatu i ciegle przypominają, ze to ksiażka, atego nie lubie....ale nie bież tago do siebie....... Confused

Re: Takie dwa male opowiadanka

: ndz cze 07, 2020 9:09 pm
autor: Turin Turambar
Podpisuję się pod postem Ibelman -> także nie lubię takich zwrotów

Ogólnie opowiadanie spoko. Bardzo łatwo je sobie wyobrazić, a oto chyba głownie chodzi. Akcja także ciekawie się toczy... zobvaczymy co ich spotka w krainie Dzieci Nocy...

Re: Takie dwa male opowiadanka

: pn cze 08, 2020 1:26 am
autor: Raciel
ehh...Widze, ze pisanie opowiadan jest trudniejsze niz mi sie wydawalo. Ale coz trzeba cwiczyc dalej, moze kiedys bedzie lepiej :P,
PS. O ile latwiej pisze sie programy :P

Re: Takie dwa male opowiadanka

: pn cze 08, 2020 6:10 am
autor: Woland
Ja bym powiedział, że gdy je czytałem to miałem przed oczami prościutki filmik animowany dla dzieci.
Opowiadanie jest schematyczne do bólu, te czerwone oczy w ciemnym lesie, ten Malgor, który nigdy nie płakał (sic!), ta para trzymająca się za ręce w strasznym lesie, i te straszne złowieszcze drzewa. Wszystko to gdzieś było niestety nico lepiej podane.
Zalecam czytanie klasyków, nie koniecznie fantasy. I ważne żeby obserwowac jak inni pisarze posługują się językiem, jaka narreacja, jak opisują otoczenie itp.
To może pomóc.

Wlasciwie to sa dalej te same bledy co ostatnio, ale pisalem to w momencie gdy bylem maxymalnie zmeczony i padniety.
Nie rób tego bo skutki są nieciekawe.

Pozdrawiam i bez urazy.

Re: Takie dwa male opowiadanka

: pn cze 08, 2020 8:25 am
autor: Turin Turambar
Łatwo je sobie wyobrazić własnie przez tą schematyczność -> każdy wie, jak wyglądają czerwone ślepia, czarny las... więc dlatego jest łatwiej to sobie wyobrazić... zobaczyć

Re: Takie dwa male opowiadanka

: pn cze 08, 2020 2:47 pm
autor: Raciel
Nastepnym razem beda polyskiwac na sawanni tylko zielone dziurki od nosow, ktore okaza sie komandem gnomow-ogrodnikow :P , bedzie ciekawiej, a tak serio to nie wiem czy powstanie nastepna czesc bo mam wrazenie, ze to nie dla mnie zajecie :P

Re: Takie dwa male opowiadanka

: pn cze 08, 2020 10:07 pm
autor: Turin Turambar
Praktyka czyni mistrza... nie możesz przestać pisać, bo potem znów trzeba będzie zacząć od początku... skończ to i pozwól dowiedzieć się co z tym smokiem :P

Re: Takie dwa male opowiadanka

: wt cze 09, 2020 2:26 am
autor: Veldrin
Jak dla mnie może być, tylko wszystko sie za szybko dzieje...

Re: Takie dwa male opowiadanka

: śr maja 19, 2021 11:20 am
autor: Tavin
Będzie coś więcej?

Re: Takie dwa male opowiadanka

: pt lut 04, 2022 1:57 pm
autor: Melisandre
Fajnie się zapowiadało i... cisza...