Nic tak nie ożywia, jak zmartwychwstanie.
Przynajmniej w teorii, bo grupa ludzi objęta tym doświadczeniem liczy jak dotąd najwyzej jedną osobę.
To znaczy do chwili rozpoczęcia książki.
Natomiast teoria, zwłaszcza nie sprawdzona naukowo ma zawsze jakieś mankamenty, które należy jeszcze dopracować... Gdy więc po pięciu tysiącleciach bycia martwym sumeryjski arcymag Kreol zamienił wyżej wspomnianą teorię w praktykę, jego pierwszym doznaniem (tzn. po jako takim pozbieraniu się), było klasyczne "WTF?!?". A tu po prostu okazało się, że nie będąc specjalistą od przewidywania przyszłości, nie przewidział czegoś takiego jak archeologia. No bo też jak, za jego czasów zwano to okradaniem grobów i obcinano "archeologom" pewne istotne fragmenty. Stąd też obudziwszy się w nieznanym sobie środowisku (mieszkanie lubiącego zabierać robotę do domu archeologa) przede wszystkim musiał się ogarnąc, wezwał więc demona, notabene niezbyt szcześliwego z tego powodu, bo 5000-letni kontrakt na duszę właśnie przestał obowiązywać, po czym polecił mu odzyskać swoje magiczne przyrządy. Demon zadanie wykonał, ale jak to demon, niedokładnie. Mianowicie razem z magicznymi przedmiotami Kreola przyniósł starającą się zapobiec nadprzyrodzonej kradzieży policjantkę (mocno się trzymała). Rzeczona funkcjonariuszka straciła nieco zimną krew po demonicznej teleportacji, stąd też po krótkiej konfrontacji i nieprzewidzianym użyciu "amuletu" (rewolweru znaczy się) Kreol zmuszony był zademonstrować z kolei swoją magię. Na szczęście potem doszło do porozumienia i arcymag w towarzystwie policjantki oddalili się z miejsca spotkania.
Niestety, pięć tysięcy lat to za krótki czas, żeby niektórzy odpuścili. A Kreol miał wielu wrogów...
Tak, drodzy czytelnicy, jest to jeszcze jedna historia z cyklu "wyrwany ze swoich czasów"...
To co ją wyróżnia, to jakość, mianowicie jest ona chyba najlepsza ze wszystkich tego rodzaju opowieści. Nie będę gołosłowny, tylko powiem, ze jak zacząłem czytać, to nie mogłem się oderwać aż do samego końca. Dosłownie. I tak trzy razy.
Natomiast, czego można się domyślić po nazwisku autora, jest to książka pisana specyficznym rosyjskim stylem. Dla tych, którzy nie kojarzą takiego sposobu pisania: ma on jedną wielką zaletę - potoczystość i naturalność, wszystko oddane w dodatku ironicznym, ale nie satyrycznym stylem (Sapkowski naśladuje w Wiedzminie taki właśnie rosyjski styl, ale w wersji mrocznej). W dodatku Rudazow posługuje się nim z prawdziwym mistrzostwem.
Ocena w skali szkolnej: 5+, w tym:
- Fabuła: 6 -Klasyczna, ale jakże świetnie opowiedziana (dodatkowy plus za umiejętne wplątanie Cthulhu i spółki
<img class="smilies" src="https://board.mystica.vipserv.org/image ... _smile.gif" width="15" height="17" alt=":)" title="Szczęście, dobry humor"> )
- Kreacja postaci: 5 -Co prawda trochę przerysowane ale mają wszystko co trzeba w odpowiednich ilościach.
- Kreacja świata: 4+ -No nasz świat (prawie), zdaje się być wariacją na temat ?wiata Mroku, ale nie można tego uznać właściwie za plagiat, bo coż można wymyślić? Za to to co się liczy czyli wpasowanie magii jest zdobione dobrze.
- Opisy: 5 -Tutaj akcja na ogół jest spleciona z opisem, w typowo rosyjskim stylu, co wygląda bardzo dobrze.
- Narracja i inne: 5+ -Perfekcyjna rosyjska fantastyka, od czasu Bułyczowa nie czytałem nic równie dobrego.
ARCYMAG - Aleksander Rudazow
ARCYMAG - Aleksander Rudazow
Śpiewaj jakby nikt nie słuchał. Kochaj jakby nikt nigdy Cię nie zranił. Tańcz jakby nikt nie patrzył. I żyj tak jakby to było niebo na ziemi
Re: ARCYMAG - Aleksander Rudazow
Noo powiem szczerze że zapowiada sie ciekawie, w sumie przydałaby się jakaś lekturka na wyjazd, to się może pokuszę o kupno jeśli znajdę.